Dziś w mojej duszy znów zaczęło wschodzić słońce. W ostatnim czasie dotknęłam dna. Nie wiem, czy to było to najniżej położone dno. Chyba czasem trzeba dotknąć dna, by móc się od niego odbić i zacząć żyć na nowo. Jednak będąc już bogatszym o nowe doświadczenia.
Dziś zaczęłam na nowo odkrywać to co jest wokół mnie. Poszukiwać koloru i smaku, w tym co już poszarzało i tym, co nigdy smaku nie miało. Na nowo odnalazłam SENS.
Tak naprawdę to co jest dla nas najbardziej stresujące i to czym się najbardziej przejmujemy nie jest najważniejsze. Na pewno jest to ważne ale nie najważniejsze. Mam już dość "wyścigu szczurów". Najprzyjemniej jest odkrywać wszystko w swoim tempie.
Wielu ludzi boi się ciemności, pająków, itp... Mi się wydaje, że tu nie chodzi dokładnie o tą ciemność, czy te stawonogi, ale boimy się tego, co w naszej świadomości stwarza dla nas zagrożenie i tego, czego nie znamy. Boimy się nowości: że sobie nie poradzimy z obsługą innowacji technicznych, że nie sprostamy wymaganiom nowego nauczyciela, itp... Dobrze, że niektóre z tych lęków po czasie okazują się bezpodstawne.
Mam nadzieję, że jutro w mojej i wszystkich duszach zaświeci słońce w zenicie...